9 lipca 2018

Od Alexa - Cd. Iry

Zadrżała. Zauważyłem to nawet pomimo odległości, w jakiej od siebie staliśmy. Zwinnym ruchem wskoczyłem na mostek i chwyciłem jeden z koców znajdujących się na łóżku. Cóż, uwielbiam kocyki.
- Chodź, księżniczko, bo się zaziębisz. Kto wtedy będzie ratował ze mną świat? - parsknąłem, gdy zaczęła powoli iść w moją stronę, rozchlapując wodę. Gdy stanęła przede mną, zarzuciłem jej materiał na ramiona i lekko potarłem. I muszę przyznać, że gdybym mógł wcale nie zakrywałbym tego co teraz miałem na widoku, ale nie przystoi.
Okręciła się kocem, wyciskając wodę z włosów. Rozejrzałem się wokół siebie za jakimś ręcznikiem, lecz nic takiego nie ujrzałem. Chwyciłem więc jej włosy i użyłem jednej ze swoich umiejętności, po chwili włosy były suche.
- Wieczorem jest ognisko zapoznawcze, prawda? - spytała nagle, patrząc na góry wystające za jeziorem. Także spojrzałem w tamtym kierunku i usiadłem na schodach. Po chwili przyłączyła się do mnie.
- Tak. Chejron mówił, że to jakaś obozowa tradycja. O A jutro od rana zaczynają się normalne zajęcia. Już spotkaliśmy jednego nauczyciela i jakoś nie mam na jego temat dobrej opinii. Mam nadzieję, że go zmienią, albo będę mu robić na złość podczas lekcji- mruknąłem, i zakryłem twarz rękoma, wzdychając głośno. Dopiero tutaj przyjechaliśmy, a już każą nam się zadomowić z tym miejscem. Jakoś nie wszyscy nie mają z tym problemu.
- Jakoś nie widzę ciebie w takiej roli - jej melodyjny śmiech rozniósł się po wodzie i nawet ptaki zdawały się zamilknąć, by tylko móc go usłyszeć.
- Zobaczymy, zobaczymy. Żebyś się nie zdziwiła - dźgnąłem ją palcem w policzek i wskazałem ręką na kudłacza leżącego na posłaniu - A to tak naprawdę ogar, tylko się schował w takiej uroczej postaci. Istny morderca, rozszarpujący swoje ofiary na strzępy - Topaz zamerdał ogonem i podszedł do nas powoli, liżąc moją rękę. - Widzisz, odkryłaś nasze tajemnice. Chyba będę musiał cię zabić, naprawdę! Chociaż może się nad tobą zlitujemy- mój udawany głos wyrażający władczość, wywołał na jej twarzy kolejny uśmiech. - Chociaż lepiej nie, bo jeszcze Cerbera na nas naślesz i co ja zrobię. Kiedyś już w Hadesie i nie mam dobrych wspomnień z tego miejsca. - pokiwałem głową potwierdzając własne słowa.
- I co ty tam niby robiłeś? - Ira spojrzała na mnie z błyskiem w oku.
- Wiesz, mogę udzielić ci tylko informacji, że trzygłowy piesek twojego taty gonił mnie przez pół Hadesu. I to tylko, dlatego, że powiedziałem, że mają tam na dole brzydką posadzkę. Wszyscy bogowie na pewno by się ze mną zgodzili.
<Ira?>

15 kwietnia 2018

Od Jenny - Cd. Zera

Osoba, która obudziła mnie szarpnięciem za ramie i wybudziła mnie tak rano, nieźle oberwała ode mnie w nos. Nie lubię, gdy ktoś dotyka mnie bez pozwolenia, bardzo cenię sobie swoją strefę osobistą. A to już nie moja sprawa, że on o tym nie wiedział. Kiedy wydusił z siebie informacje na temat dzisiejszego dnia, zniknął za drzwiami, a ja ubrałam się w swoją lekką zbroję i nawet nie siląc się na poprawienie niesfornych włosów, ruszyłam wprost do stajni. Czując zapach świeżego siana i końskiej sierści szybko zapomniałam o niemiłym poranku i ruszyłam do ostatnich boksów. Większość z nich już była pusta, lecz Lyset czekała na mnie cierpliwie, nie wydając z siebie żadnego odgłosu. Pogłaskałam jej pysk i już wiedziałam, że w jej obecności zawsze mogę się wyciszyć.
~*~
Klacz szarpnęła się delikatnie, gdy wjechaliśmy między innych uczniów. Większość z nich kojarzyłam z widoku, inni podchodzili do mnie podczas pierwszej wizyty by się przywitać. Nie zwracałam na nich uwagi i stanęłam jak najdalej od całej tej grupy, by moja dziewczynka się już więcej nie stresowała. Amon, syn Aresa, patrzył na mnie pogardliwie, tak samo jak reszta dzieci boga wojny. Nie ukrywajmy, nie lubiliśmy się już od samego początku, od pierwszego spojrzenia na siebie. 
Patrzył się na mnie. Czułam jego wzrok, który spoczywał na mojej twarzy, więc delikatnie odwróciłam się w jego stronę. Zmarszczyłam brwi, gdy tylko pary zostały wyczytane, patrząc jak chłopak odbiera od Chejrona paczkę z potrzebnymi nam zadaniami.
- Cholera, już gorzej mi się trafić nie mogło...
Poprawiłam sztylety schowane pod siodłem, gdy zauważyłam, że białowłosy wyciąga w moim kierunku dłoń.
- Przepraszam za moją postawę podczas naszego pierwszego spotkania.
Zmrużyłam oczy, patrząc podejrzliwie. Nie wyglądał na osobę, której łatwo przychodzą przeprosiny. Pomiędzy nami zapadła niezręczna cisza, a ja wciąż wpatrywałam się w jego oczy. Nie widziałam w nich żadnej złośliwości czy jakiegokolwiek złego błysku, więc ujęłam delikatnie wyciągniętą dłoń.
- Spokojnie, już nawet tego nie pamiętam, Białowłosy.
Uśmiechnęłam się złośliwie, po czym jednym ruchem wskazałam wjazd do lasu. Chciałam jak najszybciej zakończyć tę głupią grę i odpocząć od tego całego zamieszania. Zerknęłam na mapę, wyszukując najbliżej znajdującej się wskazówki.
- Dobra. Pierwsza stacja znajduje się na południowym skrawku lasu. Znajduje się tam wiele skał i jam, więc jak sądzę będziemy musieli je wszystkie przejrzeć.
Zero patrzył na mnie przez chwilę i dopiero po paru sekundach uzmysłowiłam sobie pierwszą głupotę tej gry. Przecież wszyscy uczniowie, którzy przybyli w późniejszym terminie, co tyczy się większości, wcale nie znają tego terenu, nie zdążyli się rozejrzeć!
- Życzę powodzenia reszcie. Jak dobrze, że jestem z tobą w parze. Dopełniamy się, nie sądzisz?
Z moich ust wydobyło się prychnięcie, gdy tylko usłyszałam jego słowa. Od kiedy jest tak przyjaźnie do mnie nastawiony? Wciąż dziwie się niektórymi ludźmi, których nastroje zmieniają się niczym pogoda. Cóż, taka natura...
I wtedy Lyset stanęła na środku polany, dając mi znak. Jej wzrok zatrzymał się na cieniach wysokich dębów.
- Pułapka.
Strzała pomknęła w moją stronę, lecz odbiłam ją magią i zeskoczyłam zwinnie z siodła, w biegu chwytając za sztylety. Usłyszałam za plecami warknięcie Zera, jeden z atakujących zabrał pakunek od zastępcy dyrektora i pognał w głąb lasu. Chłopak na widząc co, zwrócił swojego rumaku pognał za nim. Z cienia wyszedł dobrze znany mi 'wilk'. Amon jako jedyne dziecko Aresa tak samo jak znał umiejętność zmiany swej postaci, lecz on opanował tylko tego psowatego. Na jego brązowej sierści zatańczyły promienie słońca i gdy tylko ruszył na mnie, zmieniłam swoją postać i także się na niego rzuciłam. Po chwili brąz i czerń złączyły się w walce.
<Zero?>

1 kwietnia 2018

Od Zera - Cd. Jenny

 Człowiek raz na ruski rok chce zostać sam na sam ze sobą i swoim żółwiem i co? Napatacza się jakaś zielonowłosa laska z zaburzeniami. Wyklinając, grożąc mi nożykiem i finalnie wyzywając moje włosy. Pomińmy fakt, że ich kolor nie był zależny od mojej woli. Człowiek z albinizmem jest skazany na życie w bieli, o czym pisano w podręcznikach od biologii. Jestem jasny, umięśniony i ogólnie przystojny. Więc gdzie ona widzi problem?  To ona tu najbardziej rzucała się w oczy swoim wyglądem. Odszedłem, prychając z niezadowoleniem.
 Zerwali nas jeszcze przed nastaniem świtu, każąc ubrać zbroje i wziąć broń. Pegazy czekały przed domkami, gotowe do podróży. Abelard zarżał groźnie, gdy moja współlokatorka przeszła obok niego. Nie przepadał za... W sumie to za wszystkimi. Zupełnie, jakby był końską wersją mnie. Wskoczyłem na siodło, łapiąc za wodze. Ogier wyprostował się dumnie, od razu ruszając na miejsce zbiórki. Rytmiczne stukanie okutymi kopytami wprowadzało w dziwny trans, klucząc pomiędzy jawą, a snem. Dopiero donośny głos Chejrona zdołał mnie wybudzić. Ustawieni w szeregu uczniowie słuchali wykładu zastępcy dyrektora. Omawiał właśnie podstawy bezpieczeństwa, jakie mieliśmy zachować podczas nocnych manewrów, kiedy moją uwagę wróciło coś innego. A raczej ktoś. Dziewczę na tej dziwnej klaczy, siedzące prosto, niczym napięta struna skrzypiec. Dumna, jednocześnie niepewna swego. Nie dałaby sobie sama rady z taką postawą. I to ona śmiała mi grozić kilka dni temu? Zwróciła ku mnie swe opalone oblicze, marszcząc brwi. Czyżby zdążyła o mnie zapomnieć? Posłałem jej oczko, uśmiechając się zawadiacko. Ani na chwilę nie spuszczałem z niej wzroku, chyba przeczuwając najgorsze. Opiekun wyczytywał listę par do podchodów.
 — Ira Itori i Alex Fierro... Hanna Georgino i Uella Vicallo... Jenna O'Leary i Zero...— Pokiwał głową. — Tak więc mamy wszystkich. Każda z par dostanie mapę z zaznaczonym miejscem startu. Szukacie wskazówek, które wskażą wam drogę do celu. Kto pierwszy dotrze do celu ze swoim partnerem zostanie sowicie nagrodzony. Przypominam, że walki pomiędzy parami są dozwolone, jednak zabrania się trwale uszkadzać ciał, czyny te będą karane.— Mówił to, rozdając niewielkie pakunki.
 Odebrałem od niego torbę z mapą i niewielkim posiłkiem, latarką i innymi niezbędnymi drobiazgami. Bez słowa podjechałem do dziewczyny, trzymającej się na uboczu. Chyba w końcu ogarnęła, z kim przyszło jej współpracować, co skwitowała dość nieprzyjemnymi pomrukami. Odchrząknąłem, szykując się na coś, czego dawno nie robiłem. Wyciągnąłem do niej rękę.
 — Przepraszam za moją postawę podczas naszego pierwszego spotkania.

JENNO?

17 lutego 2018

Od Iry - Cd. Alexa

 Mama była artystką w pełnym tego słowa znaczeniu. Wyczyn chłopaka przywołał wspomnienia z minionych lat, gdy siadywałam obok Annalie i oglądałam ją przy pracy. Wywołało to nieznaczny uśmiech, szybko zmyty przez zaczepkę Aleca. Prychnęłam na znak oburzenia, nerwowymi ruchami strzepując wodę z twarzy. Poczułam, jak eyeliner spływa, kreśląc kilka szlaczków o bliżej nieokreślonych kształtach. Cóż... Musiało upodobnić mnie to do pierrota- tragicznego błazna, z którego oczu sączyły się czarne łzy. Oj nie, tak nie będziemy się bawić. Pokręciłam głową w odpowiedzi na jego pytanie. Rozpoczął wojnę, trzeba ją zakończyć. Włożyłam dłoń do letniej wody, zamaszystym ruchem ochlapując zaskoczonego młodzieńca. Towarzyszyło temu głośne "EJ!" i cichy śmiech nas obojga. Podniósł rękawicę, ponownie atakując. Pisnęłam, chichocząc jak mała dziewczynka. Nigdy nie pozwalano mi się bawić w wodzie, czy wysilać bardziej, niż uważano za konieczne. Głównie przez moją wrodzoną tendencję do chorowania, połączoną ze wstrętem do wszelkiego rodzaju medykamentów. Wprawnym ruchem zrzuciłam glany ze zmęczonych nóg, weszłam do jeziora po kostki. Chłód przyprawił mnie o gęsią skórkę. A więc takie to uczucie... Uśmiechnęłam się pod nosem, chlapiąc na zielonookiego coraz to większymi porcjami życiodajnej cieczy. W tym momencie czułam się naprawdę wolna i szczęśliwa, wszelkie zmartwienia ulotniły się, niczym poranna mgiełka. Koszula czerwona jak krew zsunęła się dość mocno, odsłaniając przemoczony T-Shirt, przylepiony do rozgrzanej skóry i koronkowego stanika. Obserwator stwierdziłby, że wyglądałam teraz wyzywająco, jednak to nie moja wina. Nie przywiązywałam do tego uwagi, chciałam po prostu bawić się. Bawić tak, jak nigdy wcześniej. W końcu mieliśmy lato, powinniśmy z tego czerpać jak najwięcej korzyści. Zwłaszcza, że po opuszczeniu obozu najpewniej nasze drogi się rozejdą. Każdy odejdzie w swoją stronę, realizując się na różne sposoby. Jedni ukryją się z dala od ludzi, drudzy skorzystają z nabytych umiejętności, by pomagać potrzebującym. Jeszcze inni mogą zechcieć zaszkodzić żyjącym, przechodząc na stronę zła. Ponownie dostałam w twarz porcją wody. Krople ściekały na szybko unoszący się i opadający biust. Zadrżałam, gdy wiatr musnął nagą skórę, przebił się przez cienki materiał letniego stroju. Niedługo powinnam wrócić do siebie, przebrać w coś suchego, odpocząć. Ale jeszcze troszkę, jeszcze chwilka.
 — Tylko na tyle cię stać?!— Zawołałam, powstrzymując chichot.

ALEX?

24 stycznia 2018

Od Alexa - Cd. Iry

Gniew. To czułem w każdej komórce swojego ciała. Nie chciałem, by dziewczyna wtrącała się w to wszystko, ale zrobiła to wbrew mojej woli. Pomimo tego, że Topaz czuł się już lepiej nadal myślałem o tamtej sprawie. W tym obozie znajduje się wiele półbogów. Dyrektor zawsze bierze pod swoje skrzydła tych najbardziej agresywnych i krwiożerczych, nie patrząc na ich przeszłość. Lecz nadal nie zdarzyła się sytuacja by ktoś tu umarł. Obóz miał bardzo dobre zdanie u wszystkich osób, jakie znałem. Mój ojciec spotkał się ze mną raz, prosząc mnie bym tu przybył. Po tych wszystkich badziewnych prezentach jakich od niego dostałem, nie chciałem spełniać jego prośby. A jednak tu jestem i nadal nie wiem dlaczego. Może, dlatego, że chciałem poznać takich jak ja i móc pomagać ludziom. Chcę być użyteczny, a w świecie ludzi jest to niemożliwe. Nigdy nie potrafiłem się tam znaleźć, pomimo tego, że o swoim pochodzeniu dowiedziałem się dość niedawno. Ale cóż, kto wie czego od człowieka chcą Mojry?
~*~
Próbowała mnie pocieszać na wiele sposobów. Jak dobra kumpela, która widzi przygnębionego przyjaciela. Nie odzywałem się słowem przez całą drogę, lecz ona robiła to samo. Podziękowałem jej za to w duchu. Mój domek nie wyróżniał się wieloma rzeczami, ale jego plusem było jego miejsce zbudowania. Z tyłu domku nie było ściany, tylko wielkie molo i piękny widok na jezioro i dalekie góry, które tonęły w delikatnej mgle. Położyłem psa na legowisku znajdującego się w rogu, przy małej umywalce. Kochałem zapach drewna unoszący się w powietrzu. Przymknąłem oczy i wciągnąłem w nozdrza zapach chłodnej bryzy. Miałem wielką ochotę walnąć się na łóżku i zasnąć, obudzić się dopiero do wielu godzinach lub wygrzewać się na słońcu, by poczuć te przyjemne ciepło na skórze. Ira niespodziewanie zaplotła swoje ręce wokół mojej szyi i spojrzała mi w oczy. Czułem, że musiała stanąć na palcach by jakoś zmniejszyć naszą różnicę wieku.
- Jestem z ciebie dumna... Opanowałeś gniew, to nie lada wyczyn - odparła tak cicho, bym tylko ja mógł ją usłyszeć -  Możesz wybrać nagrodę, jakąkolwiek chcesz.
Moje zdziwienie sięgnęło zenitu. Położyłem ręce na jej biodrach i szepnąłem jej do ucha:
- Mogę sprawić, nawet cię nie dotykając, byś była mokra, hm?
Złapałem ją za dłoń, po drodze wyjmując z szafki czarną farbę i kartkę. Ruszyłem do jeziora i zmoczyłem biały przedmiot, który o dziwo nie porwał się pod wpływem wody. Usiadłem naprzeciw Iry, która także postanowiła klepnąć. I wystarczyły tylko trzy dotyki kartki bym pokazał jej moją magię. Ochlapałem ją trochę wodą, gdy wzrok utkwiła w kartce, nie mogąc oderwać wzroku. Ona tylko prychnęła wycierając z twarzy wodę. Niech się cieszy, że nie mam pod ręką śnieżek...
- Chcesz spróbować?
<Ira?>

22 stycznia 2018

Od Jenny - Cd. Zero

Wolałam trzymać się z dala od obozu. Już od rana przybywali nowi półbogowie, witani przez dyrektora z otwartymi ramionami. Nie lubiłam brać udziału w takich uroczystościach. Nie interesowało mnie czyje teraz dzieci do nas trafiły i czy było ich mniej niż w tamtym roku. Dlatego zapisałam się na całodzienny patrol wokół obszarów obozu, by być jak najdalej od tego wszystkiego. Już z dala było słychać radosne rozmowy i naszych ukochanych nauczycieli. Nawet nie zerknęłam w tamtą stronę. 
Po kilku godzinach chodzenia wokół, nie było żadnych niebezpieczeństw. Nie było z kim walczyć. Nie było kogo zaatakować. Spokój i harmonia. Od czasu do czasu z centrum dobiegały radosne śmiechy, a ognisko zostało rozpalone, pomimo wczesnej godziny. 
Jeszcze tylko dwie godziny upomniałam się i ruszyłam dalej, nie chcąc wypadać z rytmu. Pod nosem nuciłam tylko mi znaną pieśń, rozglądając się wokół. Ptaki cicho śpiewały swe pieśni, a wiatr rozwiewał korony wysokich dębów. Lubiłam te miejsce. Zawsze w takie upalne dni jak ten, mogło się skryć w cieniu drzew i zapomnieć o otaczającym świecie. Mech przyjemnie zapadał się pod nogami, a ja nudziłam się coraz bardziej. Cal biegał gdzieś wokół, sprawdzając czy przypadkiem czegoś nie przegapiłam, lecz po chwili wrócił, nawet nie będąc zmęczonym po długim dniu. Pogłaskałam jego masywny łeb i spojrzałam w dwukolorowe oczy. 
I wtedy stało się stało się coś co zmieniło trochę bieg mojego dnia
Jakaś postać z zamkniętymi oczami leżała na ziemi, nawet nie zauważając mojego przybycia. Pies szykował się już do ataku, lecz wstrzymałam go mając pewne obawy, czy przypadkiem nie jest jednym z nowych, którzy przybyli tu sprzed kilku dni. Podeszłam bliżej, a on nawet nie drgnął. Dopiero, gdy nachyliłam się nad jego ciałem i zasłoniłam słońce, otworzył głos i zmierzył mnie dziwnym wzrokiem. 
- Kim jesteś? - mruknął, nawet nie racząc wstać. Podniosłam brew, nadal się w niego wpatrując i uważając, na to, by nie stanąć na jego żółwiu ninja. 
- Po pierwsze gówno cię to powinno interesować, po drugie nie powinno cię tu być, a po trzecie teraz mam patrol i dzięki tobie mam kłopoty, synu Hadesa. Zadowolony z odpowiedzi? - powiedziałam słodkim głosem i uśmiechnęłam się promiennie. Po paru sekundach, leniwie podniósł się z ziemi i wtedy mógł przyjrzeć mi się bliżej. Ja mu także.
- Jesteś dziewczyną czy chłopakiem? - spytał, przecierając oczy i patrząc na mnie w oczekiwaniu. Moja ręka już chciała chwycić za mój nóż, lecz szybko się powstrzymałam. Jenna bądź miła.
- Czy ja ci wyglądam na chłopaka?
- ...
- ...
- Masz krótkie włosy, więc myślałem, że...
- No tak, bo każda dziewczyna ma długie włosy, nieprawdaż?
Mruknął pod nosem jakieś przekleństwo i zabrał z ziemi bluzę, otrzepując ją delikatnie, a później znów zaszczycił mnie swoim wzrokiem.
- Masz dziwne włosy
- Masz dziwne oczy
Powiedzieliśmy to w tym samym momencie, patrząc na siebie zdziwieni. Dziwne oczy? Zawsze miałam mały dylemat ze swoimi oczami, bo moja "choroba" była bardzo rzadko widywana. Ale czy musiał mi o tym przypominać? Miałam ochotę je zasłonić, naprawdę.
<ZERO?>

18 stycznia 2018

Od Zera

Już kilka dni po przybyciu tutaj, zdążyłem wdać się w konflikt z grupką uczniów. Fakt, byli wrogo nastawieni do każdego, co jeszcze bardziej działało mi na nerwy. Finalnie skończyło się to pojedynkiem jeden na trzech. Po tym wszystkim postanowiłem ulotnić się na jakiś czas, by opanować nadszarpnięte nerwy. Przekroczyłem granicę obozu i terenów wolnych, zagłębiając się w gęsty las. Był inny, niż te znane mi z przeszłości. Wielki, zielony i nietknięty przez ludzką rękę. Najwyraźniej spodobało się to nie tylko mnie, ale i mojemu towarzyszowi. Żółwik wdrapał mi się na ramię, patrząc na świat z wysoka. Wydawał przy tym cichutkie ni to piski, ni gulgotanie- wyrażał tym swoje zadowolenie. Pogłaskałem go czubkiem palca po delikatnej główce, uśmiechając się pod nosem. Tak jak ja, nie cierpiał siedzieć w zamknięciu, ograniczony przez zasady rządzące społeczeństwem. Buntował się na swój własny, żółwiowy sposób. Głównie przez zjadanie wszystkiego, co zielone w mieszkaniu albo przesiadywaniu w skorupce całymi dniami. Przeskoczyłem nad zwalonym drzewem, pokrytym gęstym mchem. Byleby jak najdalej od innych ludzi, herosów i cywilizacji. Przy okazji musiałem uważać na gałęzie, by nie wpaść na którąś z całym impetem. Mimo wszystko zamierzałem wrócić w jednym kawałku, nie mówię, że zdrowy, ale jednak w miarę sprawny. Wziąłem Cesara w dłonie i zjechałem w dół niewielkiej dolinki. Prawie wpadłem do niewielkiego strumyczka, odbijającego obraz leśnej głuszy, ledwie zauważalnego. Kilka kamyczków wpadło do niego z pluskiem. Do moich uszu dobiegł odgłos spłoszonej zwierzyny, zapewne uciekających saren lub im podobnych. Śpiew ptaków jedynie nabrał na sile, jakby chciały popisać się swoimi umiejętnościami wokalnymi przed przybyszem. Stanąłem na równe nogi, rozejrzałem się dookoła. Za mną zielona ściana. Na wprost zaś rozciągał się krajobraz jakoby wyjęty z bajki. Wiekowe drzewa przyprószone mchem. I podłoże złożone z tysięcy różnokolorowych kwiatów. Ściągnąłem bluzę, by ułożyć na niej wygodnie głowę. Leżałem, a mój wieczny towarzysz dreptał przy mnie, badając teren. Wsłuchałem się w odgłosy natury, odbudowując wewnętrzną równowagę. Lubiłem takie miejsca, choć było to sprzeczne z moim pochodzeniem. Przymknąłem oczy, relaksując się, zapominając o wszystkich okropnościach obecnego świata. Poczułem, jak żółwik przytula się do mojego boku, zapewne znudzony eksploracją otoczenia. Nawet nie zwróciłem uwagi na trzask łamanej gałęzi. O czyjejś obecności dowiedziałem się dopiero w momencie, gdy padł na mnie cień. Otworzyłem oczy, by ujrzeć nad sobą drobną dziewczynę, patrzącą na mnie jak na debila. Zmierzyłem ją wzrokiem od stóp do głów i prychnąłem, nawet nie siląc się na wstawanie.
— Kim jesteś?— mruknąłem. Jakoś wcześniej nie miałem okazji do spotkania jej.
JENNA?

17 stycznia 2018

Od Iry - Cd. Alexa

Ten dzień zaliczał się do okropnych. Najpierw publiczne wystąpienie, potem starcie z okropnym nauczycielem, by na koniec zobaczyć uczniów katujących psa. Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Czy ludzie naprawdę byli aż tak okropni? Spojrzałam na Alexa, od którego emanowała ciemna aura. Gniew, nienawiść, żal- oto, co musiał czuć. Uniosłam głowę, biorąc głęboki wdech. Poczułam zapach wiosny, kwiatów i drzew, nic więcej. Co za ulga... Zwierzę skomlało cicho, zapewne poobijane w niektórych miejscach, jednak nie było poważnie ranne. Tym lepiej. Jutro powinno czuć się co najmniej dobrze. Położyłam dłoń na ramieniu chłopaka. Drżał na całym ciele, co dopiero poczułam. Westchnęłam cicho i potrząsnęłam nim lekko.
— Ziemia do Alexa... Alex, odbiór.
Wbił we mnie spojrzenie pełne gniewu, smutku i czegoś niezidentyfikowanego. Rozumiałam jego reakcję, co nie zmieniało faktu, że wpadnięcie w tarapaty już pierwszego dnia nie było najlepszym pomysłem.
— Żyję...— mruknął, jakoś bez entuzjazmu.
— Świetnie. Topazowi nic nie jest... Przynajmniej nic nie wyczuwam, więc spokojnie. Musimy zabrać go w bezpieczne miejsce, tak?
Odpowiedział mi kiwnięciem głową.
— Prowadź, wielkoludzie!— Popchnęłam go leciutko do przodu.
⸦⸧

Domek Posejdona zbudowany został tuż przy jeziorze- w najbardziej malowniczym z dostępnych miejsc. Wokoło czuć było zapach czystej wody, zaś ptaki śpiewały przepiękne pieśni. Wspięłam się po marmurowych schodach, idąc tuż za chłopakiem. Pies już zdążył się uspokoić, ból zapewne zelżał. Szedł o własnych siłach, choć nieco utykał na lewą, tylną łapkę. Sam Alex nieco się rozchmurzył, choć przez całą drogę nie wymieniliśmy choćby słówka. Zaprowadziliśmy Topaza do pokoju jego właściciela, gdzie ułożył się wygodnie w chłodnym kąciku. Dopiero teraz odważyłam się na odezwanie i uczynienie czegokolwiek. Może to było zbyt śmiałe, niepoprawne, lecz czułam, że chcę to zrobić. Stanęłam na palcach, ręce zarzuciłam za szyję chłopaka. Spojrzałam głęboko w jego nieziemskie oczy.
— Jestem z ciebie dumna... Opanowałeś gniew, to nie lada wyczyn.— Możesz wybrać nagrodę, jakąkolwiek chcesz.

ALEX?

Od Alexa - Cd. Iry

Czułem, że coś jest nie tak. Dziewczyna dziwnie zachowywała się w mojej obecności, ale z własnego doświadczenia wolałem nie zwracać na to uwagi. Mogłoby to jedynie pogorszyć sprawę. Dlatego postanowiłem udawać, że nie usłyszałem jej jąkania.
- Wiesz, nie mogę teraz stwierdzić czy jestem zadowolony, nie znam go zbyt dobrze. Ale czuję, że powietrze wokół niego wibruje, co mnie trochę niepokoi. Długo nie wiedziałem, że jestem synem tego kogo jestem i mało się na nich znam. Wiem jedynie, że włosom z grzywy i ogona pegazów przypisuje się cudowne właściwości, a cięciwy do łuków z włosia są niezwykle nośne i cielne. Powstały one z morskiej piany, choć Hades sam zabrał jednego i zrobił odmienną rasę. I sobie przypisuje stworzenie pegazów. Niektórzy niestety w to wierzą, ale cóż, nic na to nie poradzę. Ani ja, a ni mój ojciec. Ale wracając do tematu, wnioskując z runy na jego sierści jest to elficki pegaz. Pełny magii i niewyobrażalnej potęgi. Są one na wyginięciu, trudno uzyskać tak cudowny efekt. Choć czuje... - nie było dane mi dokończyć,  ponieważ nasz nauczyciel jazdy jak i wychowania fizycznego, wkroczył do stajni jak huragan, zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych.
- Witajcie, nowi kadeci. Nie będę owijać w bawełnę. Mało szanuje osoby w waszym wieku, wiecie okres buntu i te sprawy. Strasznie się dzieci pyskate robią w tych latach. Więc wy nie będziecie denerwować mnie, a ja nie będę robił wam problemu, dobrze?
Wokół trwała cisza. Nawet konie wystawiły łby by spojrzeć na tego szaleńca. Czy on naprawę sądził, że współpraca z takim podejściem ma jakikolwiek sens? Nim ktoś zdołał mu odpowiedzieć, zniknął za drzwiami prowadzącymi do siodlarni. Pomimo tego, że wyszedł, patrzyłam skrzywiony na drzwi jeszcze przez kilka dobrych minut.
- Czuje, że już się z nim nie polubię - odparłem i ruszyłem prosto do wyjścia. Jak zauważyłem kilka osób poszło moim śladem, Ira tak samo. Uśmiechnąłem się do niej delikatnie i zwolniłem by mogła wyrównać ze mną krok.
- Dlaczego tak mówisz? - spytała, rozglądając się wokół. Uczniowie rozeszli się w swoje strony, nawet nie bojąc się konsekwencji ucieczki z lekcji. Cóż dzisiaj są tylko lekcje interaktywne z nauczycielami, więc uważam, że nie są one obowiązkowe.
- Nie lubię takich ludzi, którzy nie znają życia. Zachowuje się jakby każdy niż on byli gorsi. Pomimo tego, że nawet nie znał naszych imion, osądził nas tak jakbyśmy byli jego największym koszmarem. I ten fałszywy uśmiech. Jednym z moich atutów jest łatwe odczuwanie nastrojów innych. Chociaż nie zawsze jest to jakieś cudowne. No dobra, ale koniec o mnie. Co robimy, kociaku? Wiesz, przyjechałem tu dwa dni wcześniej niż inni, więc mogę cię oprowadzić czy coś. Tylko powiedz co chcesz, a ja postaram się temu sprostać.
Wtedy zobaczyłem coś co mnie wprost zamurowało. Jeden z dzieci Aresa, z boku obozu kopał jakieś stworzenie. Z daleko słyszałem skowyt przepełniony bólem. Pobiegłem tam jak najprędzej. Dostrzegłem co było tym zwierzęciem. To był Topaz...
Złapałem go za kark i uderzyłem kolanem w jego policzek tak, że odleciał na bok. Poprawiłem kopnięciem w brzuch i splunąłem na niego.
- Topaz, w porządku? - masywny pies leżał na boku i oddychał powoli. Na mój widok zaczął merdać ogonem. Poprosiłem go, żeby nikogo tutaj nie atakował, lecz nie chodziło mi, żeby się nie bronił. Podniosłem go delikatnie, czując jak moje ciało całe drży. Czułem agresje, które napełnia moje ciało.
<Ira?>

Od Iry - Cd. Alexa

Część stajni, do której zawędrowałam, spowita była przez półmrok, odizolowana od reszty. Zupełnie tak, jakby znajdowały się tu istoty nieco inne, od tych zwykłych. Ojciec opowiadał mi kiedyś o pegazach żyjących w świecie podziemi, odmiennych i niezrozumianych przez resztę ich gatunku. Jednak czy to właśnie one? Chłód objął całe moje ciało, niosąc ze sobą wspomnienia z dawnych lat. Fluorescencyjne tabliczki lekko świeciły w ciemności, ułatwiając czytanie zawartej na nich treści. Raz czy dwa poczułam, jak coś delikatnie pociągnęło mnie za włosy, czemu towarzyszyło wesołe rżenie. Zapach siana został zastąpiony przez woń świeżo ściętych róż- coś, co towarzyszyło śmierci tragicznych kochanków. Doprawdy, ojciec wiedział, co robił, gdy je tworzył. Westchnęłam cicho, na myśl o towarzyszeniu jednemu z nich. Zatrzymałam się przed ostatnim z boksów, wdychając przyjemny zapach, na pozór niepasujący do stworzenia, które ujrzałam. Mroczna mara, zwiastunka śmierci. Zwierzę wyglądające tak, jakby zaraz miało rozpaść się, nadszarpnięte rozkładem tkanek. Z pustych oczodołów wydobywała się błękitna mgiełka. 
Wyciągnęłam dłoń w jego stronę, uśmiechając się przyjaźnie. Naga kość w dotyku była bardzo przyjemna i o dziwo ciepła. Przymknęłam oczy, napawając się tą magiczną chwilą. Nie musiałyśmy się sobie przedstawiać, obie dobrze wiedziałyśmy, kim jesteśmy. Avara- pierwsza z rodu i Ira- dziecko jej pana. Spojrzałam w stronę moich rówieśników, ekscytujących się nowymi wierzchowcami. Niczym dzieci, pomyślałam, dzieci z nowymi zabawkami. Odpowiedziało mi rżenie klaczy, która przechwyciła owo zdanie. Wśród tłumu ujrzałam Alex'a. Powinnam się odezwać? Nie, to zwróciłoby na mnie uwagę wszystkich, już zbyt dużo się na mnie napatrzeli. Chłopak, zorientowawszy się o mojej obecności, pomachał do mnie. Odwzajemniłam ten przyjazny gest. Avara pchnęła mnie pyskiem w stronę jaśniejszej części stajni. Postanowiłam nie sprzeciwiać się jej i już po chwili dołączyłam do chłopca oraz jego pegaza. Otworzyłam usta, by coś powiedzieć, jednak głos ugrzązł mi w gardle. Nigdy nie byłam dobra w prowadzeniu rozmów, a co dopiero w ich rozpoczynaniu. Zaczęłam nerwowo skubać rąbek koszuli, wzrok wbiłam w podłogę.
— Em... J... Jesteś zadowolony?— zapytałam cicho. Że też musiałam się zająknąć, uch...
ALEX?