6 lipca 2016

Od Alexa- Cd. Iry

- Alex- odparłem cicho podając jej dłoń. Uścisnęła ją z delikatnym uśmiechem. W środku jadalni było straszne zamieszanie, przecież każdy się osobiście przedstawiał. Dla mnie to była jedyna głupota tego obozu - na razie reszta jest normalna. Gdy tak siedzieliśmy sobie w dość miłej ciszy, podeszła do nas kobieta w średnim wieku. Jej brązowe lokowane włosy były upięte w niechlujny kok, zielone oczy patrzyły na nas z czułością, a z jej ubrań sterczały pojedyncze sztuki słomy.
- Jeśli ktoś się już przedstawił zapraszam za mną. Dzisiaj dostaniecie swoje pegazy na jutrzejsze zajęcia, a jutro otrzymacie broń, ale dopiero po sprawdzianie. Rozumiecie, każdy dostaje broń z którą najlepiej sobie radzi - uśmiechnęła się do naszej małej grupki, a ja odwzajemniłem ten uśmiech, czego oczywiście nie mogła widzieć. Wstałem, strzepując z siebie niewidzialny kurz i pomogłem Irze wstać...Dobrze było znać, chociaż jej imię. Ruszyliśmy się za kobietą, która szła sobie zadowolona i z wiecznym uśmiechem na twarzy. Czasami wydawał mi się strasznie sztuczny, ale inni obozowicze chyba tego nie zauważyli. Po chwili znaleźliśmy się w miejscu, które dobrze znałem. W połowie drewniana budowa z wysokim sufitem i ogromnymi drzwiami - stajnia. Uśmiechnąłem się na samą myśl o stworzeniach, które się tam znajdują. Dobrze dogaduje się z końskimi stworzeniami - mój ojciec stworzył przecież konie z piany morskiej.
- Przy każdym pegazie znajduje się wasze imię jak i imię waszego wierzchowca. Na razie tylko przyzwyczajcie się do niego i spróbujcie pogłaskać, by powstała pomiędzy wami choć cienka nić więzi - odparła, z czego mogłem wywnioskować, jedna z nauczycielek i otworzyła drzwi. Wszyscy od razu pobiegli przed siebie oprócz mnie i Iry, my weszliśmy spokojnie. Rozejrzałem się wokół siebie, szukając ze spokojem boksu swojego wierzchowca. Znajdywał się na samym końcu, tak samo jak pegaz mojej nowej...Koleżanki? Chyba mogłem ją tak nazwać.
- Elev... - wyszeptałem jego imię, które widniało na jego tabliczce. Jego kryształowe, złoto-czerwone oczy wpatrywały się we mnie z zaciekawieniem, a skrzydła nieznacznie drgnęły, co było wynikiem lekkiego stresu przed nowo przybyłą osobą.
- Jestem Alex, syn Posejdona. Jestem zaszczycony, że zostałeś moim wierzchowcem -powiedziałem do niego cicho i lekko się ukłoniłem, ukazując mu swój szacunek względem jego. Wiedziałem, że pegazy to dość dumne stworzenia i tylko z wzajemnym szacunkiem można stworzyć z nim prawdziwą przyjaźń.
- Mi też miło - odparł, lecz nie zwyczajnie. Telepatia...Zaśmiałem się cicho i spojrzałem na resztę jego ciała. Silne skrzydła, długa grzywa, umięśniona budowa, lepiej nie mogłem trafić. Już od kilkunastu minut czułem, że ktoś mi się przygląda. Odwróciłem się powoli szukając owej osoby i zobaczyłem ją. Była to Ira. Pomachałem do niej delikatnie na znak, że ją widzę.
<Ira?>