Czułem, że coś jest nie tak. Dziewczyna dziwnie zachowywała się w mojej obecności, ale z własnego doświadczenia wolałem nie zwracać na to uwagi. Mogłoby to jedynie pogorszyć sprawę. Dlatego postanowiłem udawać, że nie usłyszałem jej jąkania.
- Wiesz, nie mogę teraz stwierdzić czy jestem zadowolony, nie znam go zbyt dobrze. Ale czuję, że powietrze wokół niego wibruje, co mnie trochę niepokoi. Długo nie wiedziałem, że jestem synem tego kogo jestem i mało się na nich znam. Wiem jedynie, że włosom z grzywy i ogona pegazów przypisuje się cudowne właściwości, a cięciwy do łuków z włosia są niezwykle nośne i cielne. Powstały one z morskiej piany, choć Hades sam zabrał jednego i zrobił odmienną rasę. I sobie przypisuje stworzenie pegazów. Niektórzy niestety w to wierzą, ale cóż, nic na to nie poradzę. Ani ja, a ni mój ojciec. Ale wracając do tematu, wnioskując z runy na jego sierści jest to elficki pegaz. Pełny magii i niewyobrażalnej potęgi. Są one na wyginięciu, trudno uzyskać tak cudowny efekt. Choć czuje... - nie było dane mi dokończyć, ponieważ nasz nauczyciel jazdy jak i wychowania fizycznego, wkroczył do stajni jak huragan, zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych.
- Witajcie, nowi kadeci. Nie będę owijać w bawełnę. Mało szanuje osoby w waszym wieku, wiecie okres buntu i te sprawy. Strasznie się dzieci pyskate robią w tych latach. Więc wy nie będziecie denerwować mnie, a ja nie będę robił wam problemu, dobrze?
Wokół trwała cisza. Nawet konie wystawiły łby by spojrzeć na tego szaleńca. Czy on naprawę sądził, że współpraca z takim podejściem ma jakikolwiek sens? Nim ktoś zdołał mu odpowiedzieć, zniknął za drzwiami prowadzącymi do siodlarni. Pomimo tego, że wyszedł, patrzyłam skrzywiony na drzwi jeszcze przez kilka dobrych minut.
- Czuje, że już się z nim nie polubię - odparłem i ruszyłem prosto do wyjścia. Jak zauważyłem kilka osób poszło moim śladem, Ira tak samo. Uśmiechnąłem się do niej delikatnie i zwolniłem by mogła wyrównać ze mną krok.
- Dlaczego tak mówisz? - spytała, rozglądając się wokół. Uczniowie rozeszli się w swoje strony, nawet nie bojąc się konsekwencji ucieczki z lekcji. Cóż dzisiaj są tylko lekcje interaktywne z nauczycielami, więc uważam, że nie są one obowiązkowe.
- Nie lubię takich ludzi, którzy nie znają życia. Zachowuje się jakby każdy niż on byli gorsi. Pomimo tego, że nawet nie znał naszych imion, osądził nas tak jakbyśmy byli jego największym koszmarem. I ten fałszywy uśmiech. Jednym z moich atutów jest łatwe odczuwanie nastrojów innych. Chociaż nie zawsze jest to jakieś cudowne. No dobra, ale koniec o mnie. Co robimy, kociaku? Wiesz, przyjechałem tu dwa dni wcześniej niż inni, więc mogę cię oprowadzić czy coś. Tylko powiedz co chcesz, a ja postaram się temu sprostać.
Wtedy zobaczyłem coś co mnie wprost zamurowało. Jeden z dzieci Aresa, z boku obozu kopał jakieś stworzenie. Z daleko słyszałem skowyt przepełniony bólem. Pobiegłem tam jak najprędzej. Dostrzegłem co było tym zwierzęciem. To był Topaz...
Złapałem go za kark i uderzyłem kolanem w jego policzek tak, że odleciał na bok. Poprawiłem kopnięciem w brzuch i splunąłem na niego.
- Topaz, w porządku? - masywny pies leżał na boku i oddychał powoli. Na mój widok zaczął merdać ogonem. Poprosiłem go, żeby nikogo tutaj nie atakował, lecz nie chodziło mi, żeby się nie bronił. Podniosłem go delikatnie, czując jak moje ciało całe drży. Czułem agresje, które napełnia moje ciało.
<Ira?>
- Witajcie, nowi kadeci. Nie będę owijać w bawełnę. Mało szanuje osoby w waszym wieku, wiecie okres buntu i te sprawy. Strasznie się dzieci pyskate robią w tych latach. Więc wy nie będziecie denerwować mnie, a ja nie będę robił wam problemu, dobrze?
Wokół trwała cisza. Nawet konie wystawiły łby by spojrzeć na tego szaleńca. Czy on naprawę sądził, że współpraca z takim podejściem ma jakikolwiek sens? Nim ktoś zdołał mu odpowiedzieć, zniknął za drzwiami prowadzącymi do siodlarni. Pomimo tego, że wyszedł, patrzyłam skrzywiony na drzwi jeszcze przez kilka dobrych minut.
- Czuje, że już się z nim nie polubię - odparłem i ruszyłem prosto do wyjścia. Jak zauważyłem kilka osób poszło moim śladem, Ira tak samo. Uśmiechnąłem się do niej delikatnie i zwolniłem by mogła wyrównać ze mną krok.
- Dlaczego tak mówisz? - spytała, rozglądając się wokół. Uczniowie rozeszli się w swoje strony, nawet nie bojąc się konsekwencji ucieczki z lekcji. Cóż dzisiaj są tylko lekcje interaktywne z nauczycielami, więc uważam, że nie są one obowiązkowe.
- Nie lubię takich ludzi, którzy nie znają życia. Zachowuje się jakby każdy niż on byli gorsi. Pomimo tego, że nawet nie znał naszych imion, osądził nas tak jakbyśmy byli jego największym koszmarem. I ten fałszywy uśmiech. Jednym z moich atutów jest łatwe odczuwanie nastrojów innych. Chociaż nie zawsze jest to jakieś cudowne. No dobra, ale koniec o mnie. Co robimy, kociaku? Wiesz, przyjechałem tu dwa dni wcześniej niż inni, więc mogę cię oprowadzić czy coś. Tylko powiedz co chcesz, a ja postaram się temu sprostać.
Wtedy zobaczyłem coś co mnie wprost zamurowało. Jeden z dzieci Aresa, z boku obozu kopał jakieś stworzenie. Z daleko słyszałem skowyt przepełniony bólem. Pobiegłem tam jak najprędzej. Dostrzegłem co było tym zwierzęciem. To był Topaz...
Złapałem go za kark i uderzyłem kolanem w jego policzek tak, że odleciał na bok. Poprawiłem kopnięciem w brzuch i splunąłem na niego.
- Topaz, w porządku? - masywny pies leżał na boku i oddychał powoli. Na mój widok zaczął merdać ogonem. Poprosiłem go, żeby nikogo tutaj nie atakował, lecz nie chodziło mi, żeby się nie bronił. Podniosłem go delikatnie, czując jak moje ciało całe drży. Czułem agresje, które napełnia moje ciało.
<Ira?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz